wtorek, 29 września 2009

Gabrysia,Max,Marta i Ela W AUSTRALIII CZĘŚĆ/3

Cześć!

Opowiedziałam Wam wczoraj jak kangur ukradł głodnemu Maxowi jego ulubioną czekoladę. Szkoda, że tego nie widzieliście! Max był tak wściekły, jak tylko głodny chłopak może być ;) Jego małe uszy stały się czerwone jak buraki! Pomyślałam sobie, że biedny kangur zaraz się dowie, że to był bardzo zły pomysł ukraść podwieczorek Maxowi! Nawet ja nigdy bym się nie odważyła… Kiedy Maxowi burczy w brzuchu, to nie ma żartów! Biedny kangur chyba szybko to zrozumiał, bo szybko uciekł robiąc duże podskoki na swych wielkich kangurzych łapach. Łapy kangura mierzą około 50 cm! To bardzo dużo, w porównaniu do nas, małychdzieci/heh. Max nie miał szans, aby go dogonić, ale obserwował kangura z daleka i widać było, że tak łatwo mu nie odpuści. Kangur był jednak bardzo sprytny i szybki i wkrótce zniknął gdzieś daleko za krzakiem…

Ale wpadłem na genialny pomysł!

Upadłem na ziemię z krzykiem i uniosłem moje cztery łapy do góry, nie ruszając się ani trochę. Kangury to bardzo ciekawskie zwierzęta i pomyślałem, że zaraz do mnie wróci, aby zobaczyć co się stało. Leżałem tak nieruchomo, próbując wstrzymać oddech, kiedy nagle usłyszałem kroki, a raczej podskoki tego łakomczucha. Czułem, że jest coraz bliżej. Musiałem wykazać się dużą koncentracją i w odpowiedniej chwili wyrwać mu z łap moją czekoladę. Nagle poczułem zapach mojego podwieczorka tuż pod nosem! Kangur był już przy mnie! Mój plan zadziałał! :) Wstałem szybko na łapy i szybkim ruchem sięgnąłem po swoją czekoladę. Ale gdy spojrzałem w stronę kangura ujrzałem coś niesamowitego! Z jego torby na brzuchu wychylił się malutki kangurek i z dużym smakiem zajadał moją czekoladę. Patrzył na mnie z dużym zdziwieniem, pewnie po raz pierwszy w życiu widział dziecko. Był taki uroczy i malutki, że nie mogłem zrobić nic innego tylko życzyć mu smacznego ;) Nagle nie byłem już taki głodny i widok szczęśliwego kangurka z czekoladą zapamiętam bardzo długo…

Masz dobre serce Max. Dziadek Lee by powiedział, że Twoje serce leży na swoim miejscu. A ja myślałam, że jest gdzieś w okolicy żołądka… ;)

Ty też masz dobre serce Martunia. Podzieliłaś się swoją kanapką, to było bardzo miłe z twojej strony. Po naszej przygodzie z kangurami w parku poszliśmy do bardzo sympatycznej restauracji i napełniliśmy nasze spragnione żołądki wielką pizzą! W Australii można zjeść dania z całego świata. Ich kuchnia jest bardzo różnorodna, bo mieszka tu wiele imigrantów z Azji i całego świata. Można zjeść na śniadanie francuskie rogaliki, po czym udać się na chiński obiad i zakończyć dzień pyszną włoską pizzą, tak jak my! Fajnie, prawda? :)

Już niedługo wyruszamy w następną podróż – do Meksyku!

Już nie mogę się doczekać, kiedy zjem pyszne tortille, burrito i fajitas!

Max, przestań myśleć o jedzeniu, dopiero co wyszliśmy z restauracji…

Meksyk będzie ostatnim miejscem, które odwiedzimy podczas naszej podróży dookoła świata. Następnym przystankiem będzie już nasza chatka na Panfu! Pomimo wspaniałych przygód, bardzo już tęsknimy za domem i za Wami, Pandy!



Trzymajcie łapy na pulsie!




Hasta luego! /Do zobaczenia!/


PS:a to kangurhttp://www.dziennik.pl/files/archive/00140/fr-sxc116432_3976_140391e.jpg

czwartek, 17 września 2009

GABRYSIA,MAX i MARTA w AuStrAlI część/2

Dobry wieczur Nasi drodzy,



Jesteśmy nadal w Australii i przyznam, że byłam bardzo zaskoczona, gy zdałam sobie sprawę jak Max lubi dbać o swoją urodę! ;)

Nie chodzi tu o urodę Gabrysia, ale o zdrowie !Jestem po prostu czujny i zapobiegawczy.

Tak się mówi hihi.
Max tak się martwił, że spali swoje futerko na słońcu, że zużył całą tubkę kremu tylko dla siebie! Jego futro stało się tak śliskie od kremu, że spodnie mu opadały przez cały dzień i musiał co chwilę je podtrzymywać!

Gdy chwycił na przykład za swój telefon, żeby zadzwonić, to łapy miał tak śliskie, że telefon mu z ręki uciekał jak mydło pod prysznicem. A co do dziury ozonowej to jego plan przytrzymania mnie, abym do niej nie wpadła na pewno by się nie powiódł. Wyślizgnęłabym się z jego łap jak jego telefon i wpadła na samo dno…

Być może, ale przynajmniej słońce nie jest już moim wrogiem ! :cool:

Nie bądź o tym tak przekonany, Max.
Tak czy inaczej, wczoraj byliśmy na wspaniałej wycieczce. Odwiedziliśmy park narodowy, aby zaobserwować chyba najbardziej znane australijskie zwierzęta na świecie – czyli kangury! Kamaria mi wiele o nich opowiadała na Panfu i od dawna chciałam zobaczyć kangura na wolności. Podobno mają one torbę na brzuchu, w której chowają się młode kangury aby pić mleko matki. Wiecie, że małe kangurki siedzą w torbie matki aż dziesięć miesięcy! To musi być bardzo wygodne. Mają pokarm i nie muszą nigdzie same chodzić, tylko zwiedzają świat siedząc sobie cieplutko przytulone do mamy!

Jednak, gdy przyjechaliśmy do parku nie mogliśmy spotkać żadnego kangura!

Rzeczywiście. Długo chodziliśmy i rozglądaliśmy się uważnie, ale żaden kangur się nie pojawił. Byliśmy już bardzo zmęczeni naszą wędrówką, a słońce grzało mocniej niż kiedykolwiek. Usiedliśmy więc na chwilę, aby odpocząć i coś przekąsić. Ser w mojej kanapce zupełnie się roztopił, tak było gorąco! Już nie mówię Wam o czekoladzie Maxa… Ale byliśmy tak głodni i zmęczeni, że nie mieliśmy siły narzekać. Nagle ujrzałam przy drodze pewien dziwny drogowskaz: był żółty i w środku był narysowany skaczący kangur. “Max, spójrz!”, krzyknęłam podekscytowana. Jeżeli przy drodze stoi drogowskaz przestrzegający przed skaczącymi kangurami to oznacza, że muszą one być niedaleko! Chwyciłam moją kanapkę i wyrwałam Maxowi z ust czekoladę i szybko schowałam je do plecaka. ” Zjemy później, Max. Teraz musimy szukać kangurów! Jestem pewna, że są niedaleko!”

Nie byłem zadowolony. Byłem strasznie głodny i nawet ta prawie całkiem rozpuszczona czekolada wyglądała tak pysznie! “Zaczekaj, Gabrysia!” powiedziałem stanowczo. W brzuchu tak mi burczało, że nawet nie słyszałem co ona mówi… “Nie ruszę się stąd nawet o krok, jeśli nie zjem choćby malutkiego kawałka.” Chwyciłem ponownie za tabliczkę czekolady i powoli przysunąłem ją do ust. Zapach czekolady orzechowej wypełnij błogo moje nozdrza i nie mogłem się doczekać, kiedy poczuję ten pyszny smak w ustach. Zamknąłem oczy, aby to przeżycie było jeszcze bardziej intensywne i już byłem gotów odgryźć upragniony kawałek kiedy… CZEKOLADA ZNIKNĘŁA! Ugryzłem powietrze! Co się stało? Gdzie mój podwieczorek? Myślałem, że to znów Ella wyrwała mi ją z ust i już byłem gotów na nią nakrzyczeć, kiedy nagle ujrzałem za sobą kangura, trzymającego moją czekoladkę w łapach!


Max był wściekły. Nigdy nie zabierajcie czekolady głodnej Pandzie, a na pewno nie Maxowi ;) “Zaraz cię złapię, ty łobuzie!” krzyknął Max do kangura! Zaczął za nim biec ile sił w łapach, a kangur uciekał najszybciej jak mógł. Wiecie że kangury potrafią
wykonywać skoki do 9 m, a na krótkich odcinkach mogą osiągnąć prędkość do 48 km na godzinę! Ale nawet to nie było w stanie powstrzymać głodnego Maxa! Jak myślicie, czy Max zdołał odzyskać swoją czekoladę? A może to kangur sprawił sobie słodki podwieczorek? :) Opowiemy Wam o tym już wkrótce!

Do zobaczenia,
Max i Marta

Na Panfu została dostarczona nowa pocztówka! Znajduję się podobno w miejscu, gdzie można sobie znaleźć dobrego i wiernego przyjaciela! Wiecie już gdzie?

max_ella-australia

GABRYSIA I MAX w AuStRaLi CZĘŚĆ/1

Dolecieliśmy w końcu do Australii, która zwana była niegdyś Terra Australis, czyli po łacinie Ziemia Południowa. Wiecie, że Australia to jeden z największych krajów świata oraz jedyne państwo, które jest także kontynentem ?


Podobno w Australii żyje wiele niebezpiecznych zwierząt, niektóre są nawet jadowite! Musimy bardzo uważać na niektóre pająki, węże, jaszczurki i owady. Jednak świat zwierząt jest w tym kraju naprawdę niesamowity! W samolocie czytałem przewodnik (mieliśmy baaardzo długi lot i trzeba było się zająć czymś ;) ) i dowiedziałem się, że większość zwierząt żyjących w Australii to gatunki endemiczne. Wiecie co to znaczy? Ja też nie wiedziałem ale sprawdziłem w słowniku: oznacza to, że te zwierzęta występują tylko na danym obszarze geograficznym. Czyli wiele zwierząt, które tu zobaczymy, można spotkać w warunkach naturalnych tylko w Australii! W samolocie usłyszeliśmy rozmowę naszych sąsiadów, którzy mówili, że należy bardzo uważać na dziurę ozonową bo właśnie w Australii jest ona największa… Bardzo się przestraszyłem. Co to może być za dziura? Od kiedy wysiedliśmy z samolotu cały czas uważam, gdzie idę aby nagle nie wpaść w tę wielką dziurę. Kto wie jak głęboka ona może być…
:?

No właśnie, nie wiemy o co dokładnie chodzi z tą dziurą, ale podobno może ona być bardzo niebezpieczna… Musimy dokładnie uważać, gdzie stąpamy, Max. Nie chcę wpaść do żadnej dziury, tylko poznać kangury i koale…

Mam pomysł, Gabrysia! Może powinnyśmy trzymać się cały czas za rękę! Jeżeli któreś z nas wpadnie do dziury to drugi będzie mógł go przytrzymać! Co ty na to?

No dobra, Max. Czemu nie… :roll: A może Wy, Pandy wiecie coś o tej tajemniczej dziurze?
Ale chodźmy najpierw kupić krem ochronny, bo podobno w Australii słońce bardzo mocno grzeje. Przecież nie chcemy spalić naszego pięknego ciałka, prawda?

Spalić się! O rany… Ten kraj jest chyba bardzo niebezpieczny! Zwierzęta, dziury, a teraz słońce! Chodźmy szybko kupić ten krem, bo już czuję jak mi się ciałko przypala! Gdzie ten sklep?


Już
idziemy, Max. Spokojnie… Idziemy przygotować się na naszą wyprawę po Australii, kochani! Napiszemy już wkrótce!

Do zobaczenia.
Gabrysia
i Max

sobota, 12 września 2009

Gabrysia i Max w Azji CZĘŚĆ/4

No to już ja!!!

Moi Drodzy,

Jesteśmy w tej chwili na lotnisku w Hong Kongu i czekamy na samolot, który nas zabierze bardzo daleko, bo aż do samej Australii!

Mogłabyś być bardziej dokładna, Gabrysia. Australia to ogromny kraj i pewnie nasze Pandy zastanawiają się, które miejsca tam odwiedzimy!

Dobrze, Max. Skoro nalegasz… Lecimy najpierw do Sydney. Słyszeliście o tym mieście? To największe miasto Australii, leżące w południowo-wschodniej części tego kraju. Zadowolony, Max? Jak może już zauważyliście Max ma dziś bardzo zły humor i trudno mi jest z nim wytrzymać… Nie wiem jak ja przeżyję te długie godziny lotu…

Nieprawda. Gabrysia! Wcale nie jestem w złym humorze tylko jestem lekko poddenerwowany. Ja już bym pokazał temu złodziejowi z kim zadzierał, gdybyś tylko nie powstrzymała mnie!

Nie jestem tego taka pewna, Max. Ale zacznijmy od początku, bo nasi Wierni fani nie wiedzą o czym mówimy, prawda? Zaraz Wam wytłumaczę dlaczego Max jest w takim humorze. Pamiętacie jak byliśmy w świątyni buddyjskiej w Tybecie? Odwiedziliśmy tam mojego pra-pra dziadka Lee. Spędziliśmy tam kilka dni i Max często się wymykał aby pomedytować razem z innymi mnichami. Ale Max nie powiedział mi jednej rzeczy: nie tylko uczył się medytacji, ale jeden z mnichów potajemnie uczył go Kung Fu! Max ukrył to przede mną bo dobrze wiedział, że nie lubię żadnych form walki i byłabym przeciwna temu ze strachu, że Max skrzywdzi siebie albo kogoś innego…

Nic nie rozumiesz Gabrysia. Kung Fu to sztuka walki i nie chodzi tu o agresję, ale o naukę bronienia się przed nią. Samo słowo oznacza osiągnięcie czegoś przez ciężką i wytrwałą pracę. To bardziej filozofia i praca nad sobą i swoim ciałem, a nie zwykła walka. Z resztą powinnaś się cieszyć, że podróżujesz z Kolegą, który mugłby Cię obronić w razie niebezpieczeństwa…

Tak wiem. Masz rację, Max. To słodkie z twojej strony. ;)

Słodkie? Wcale nie jestem słodki tylko odpowiedzialny!

No dobrze, już nie bądź taki! Jesteś słodki i odpowiedzialny! ;) A więc, gdy dotarliśmy do Hong Kongu, Max mógł mieć okazję zaprezentować swoje talenty w Kung Fu!
Śpieszyliśmy się na samolot i w całym zamieszaniu ktoś próbował mi zabrać torbę na ulicy! “Na pomoc! Złodziej!!!”, krzyknęłam najgłośniej jak umiałam. Trzymałam torbę najmocniej jak tylko mogłam, ale złodziej był uparty i ciągnął ją w swoją stronę z dużą siłą. Max szybko do mnie podbiegł i zamiast mi pomóc wyrwać torbę z rąk złodzieja po prostu stanął obok niego w dziwnej pozycji. Przez chwilę stał tak nieruchomo, po czym zaczął wymachiwać rękami i nogami w bardzo dziwny sposób. Wyobraźcie sobie flaminga, który trzepocze skrzydłami. Tak właśnie wyglądał Max! Haha! Szkoda, że nie mogliście tego zobaczyć!
:lol:

To właśnie jest Kung Fu, Gabrysia! Nie znasz się na tym. Zrobiłem dokładnie te ruchy, których nauczył mnie mnich w świątyni buddyjskiej. No dobrze, przyznam, że w jego wykonaniu mogły wyglądać nieco lepiej, ale starałem się…

Nasz złodziej był w takim szoku, gdy zobaczył Maxa wykonującego te dziwne akrobacje, że wypuścił prawie moją torbę z rąk! Nadepnęłam mu mocno na stopę, a on głośno krzyknął, upuścił torbę na ziemię i uciekł ile sił w nogach! Tymczasem Max nadal trzymał pozycje flaminga: miał jedną nogę w górze, zamknięte oczy i był w głebokiej koncentracji…

Nie rozumiesz, Gabrysia. To specjalna technika, aby spłoszyć wroga. Z resztą zadziałało, prawda?

Hmmm, rzeczywiście mojej torby nie skradziono, ale nie wiem czy twoja technika miała z tym coś wspólnego… ;) Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy! Czekamy teraz na nasz samolot do Australii i już nie możemy się doczekać nowych przygód! Wiecie może coś o Australii? Byliście tam kiedyś albo czytaliście coś na ten temat?

Do zobaczenia!

Gabrysia i Max Mistrz Kung Fu Flamingo ;)

PS:w kolejnych dwuch podrużach będzie uczestniczyła Ella bo ja,ja

JESTEM chora papa...

piątek, 4 września 2009

jakby coś ja zosałam w Domu AAA w dalszej podróży ELA uczestniczyła

ELA i MAX w Azji CZĘŚĆ/3

Dzień dobry

,

Nie miałam pojęcia, że mnisi wstają o tak wczesnej porze… Spaliśmy z Maxem jak niemowlęta, gdy nagle usłyszeliśmy głośne : BOINNNG!!! Tak, zgadza się. To był dźwięk naszego ulubionego gongu. Nie było już szansy, aby schować się pod kołdrę i wrócić do błogiego snu, więc wstaliśmy szybko i zaczęlismy się przygotowywać na nowy pasjonujący dzień.

Max wyjrzał przez okno i zobaczył jak mnisi udają się do świątyni. Powiedzieli, że idą na poranną medytacje. Pisałam Wam wczoraj trochę na ten temat, ale przyznam że nie wiem do końca co oznacza medytacja. A wy może wiecie? Medytujecie czasem? Tak czy inaczej Max był bardzo zaciekawiony więc wyruszył razem z mnichami, aby dowiedzieć się nieco więcej na ten temat.

Jestem teraz sama i mogę w końcu opowiedzieć Wam resztę historii opowiedzianej nam przez Dziadka Lee. Na czym skończyliśmy? Ach tak, mój pra-pra dziadek przemierzał lasy i góry Chin, aby odnaleźć swoich przodków – pandy Wielkie… Oto jak brzmiał dalszy ciąg opowieści:

Straciłem już prawie zupełnie nadzieję na spotkanie z moimi przodkami, gdy nagle usłyszałem dziwny dźwięk dochodzący z krzaków… Brzmiało to jakby ktoś żuł coś bardzo głośno i z dużym smakiem…Któż mógł sobie robić tak wielką ucztę w samym środku lasów bambusowych? Powolnym i ostrożnym krokiem zacząłem iść w stronę miejsca skąd dochodził ten dziwny dźwięk. Gałęzi bambusa było tyle, że ledwo widziałem cokolwiek przed sobą! Nagle BUM! Uderzyłem głową o jakiś mur… Mur w samym środku bambusowego lasu? Ale to nie był zwyczajny mur: nie był ani twardy, ani z zimnego kamienia… Poczułem ciepłe i miękkie futerko. Powoli podniosłem wzrok i ujrzałem parę ciemnych oczu, które się we mnie wpatrywały z dużym zdziwieniem! To była prawdziwa DZiewczyNA Wielka! I naprawdę była ona wielka!!! Co najmniej trzy razy większa ode mnie! Nie wiedziałem co robić, więc nie robiłem nic… Nie chciałem jej zdenerwować, w końcu wszedłem niezaproszony na jej teren. Nagle Dziewczyna odstawiła gałąź bambusa, którą żuła z takim umiłowaniem i odeszła kilka metrów. Dokąd zmierzała? Chciałem pójść za nią ale nie byłem pewien czy mogę…Dziewczyna nagle się odwróciła i pokazała łapą, że mam iść za nią. Przyjąłem jej zaproszenie z dużym szczęściem, ale także z nutą obawy. Dokąd ona mnie chce zaprowadzić? Przeszliśmy kilka metrów, aż w końcu doszliśmy do małej jaskini, w której siedziała sobie mała Dziewczyna. Zrozumiałem, że Dziewczyna Wielka musiała być jej mamą i szukała przyjaciela do zabawy dla swojego małego dziecka! “Czemu nie?”, pomyślałem. Spędziłem z nimi tydzień i świetnie się bawiłem jako towarzysz zabawy dla małej Pandy. Jednak powoli zaczynałem tęsknić za normalnym posiłkiem: gałęzie bambusa są dobre, ale nie codziennie przez 7 dni! Zdecydowałem wówczas, że pojadę do Pekinu, ale to już zupełnie inna historia…

Ależ mój Dziadek Lee miał ciekawe przygody, prawda? Jego spotkanie z prawdziwą DZIEWCZYNA Wielką musiało być niesamowite! Nie wiem czy bym się nie przestraszyła bo są takie duże!!! Ale z drugiej strony jesteśmy w końcu z tej samej rodziny, chociaż muszę przyznać, że najmilsze Dziewczyny z pewnością mieszkają w Wrocławiu! :) Stęskniłam się za Wami, drogie .....!

Idę zobaczyć jak Max medytuje. To musi być ciekawe! ;)

Pozdrowienia z Tybetu!

Ella

P.S: Wysłałam Wam pocztówkę z Azji. Listonosz powiedział, że znajdziecie ją w “miejscu, gdzie mądrość leży na półkach…” Wiecie już o jakie miejsce chodzi?

Do zobaczenia!