sobota, 12 września 2009

Gabrysia i Max w Azji CZĘŚĆ/4

No to już ja!!!

Moi Drodzy,

Jesteśmy w tej chwili na lotnisku w Hong Kongu i czekamy na samolot, który nas zabierze bardzo daleko, bo aż do samej Australii!

Mogłabyś być bardziej dokładna, Gabrysia. Australia to ogromny kraj i pewnie nasze Pandy zastanawiają się, które miejsca tam odwiedzimy!

Dobrze, Max. Skoro nalegasz… Lecimy najpierw do Sydney. Słyszeliście o tym mieście? To największe miasto Australii, leżące w południowo-wschodniej części tego kraju. Zadowolony, Max? Jak może już zauważyliście Max ma dziś bardzo zły humor i trudno mi jest z nim wytrzymać… Nie wiem jak ja przeżyję te długie godziny lotu…

Nieprawda. Gabrysia! Wcale nie jestem w złym humorze tylko jestem lekko poddenerwowany. Ja już bym pokazał temu złodziejowi z kim zadzierał, gdybyś tylko nie powstrzymała mnie!

Nie jestem tego taka pewna, Max. Ale zacznijmy od początku, bo nasi Wierni fani nie wiedzą o czym mówimy, prawda? Zaraz Wam wytłumaczę dlaczego Max jest w takim humorze. Pamiętacie jak byliśmy w świątyni buddyjskiej w Tybecie? Odwiedziliśmy tam mojego pra-pra dziadka Lee. Spędziliśmy tam kilka dni i Max często się wymykał aby pomedytować razem z innymi mnichami. Ale Max nie powiedział mi jednej rzeczy: nie tylko uczył się medytacji, ale jeden z mnichów potajemnie uczył go Kung Fu! Max ukrył to przede mną bo dobrze wiedział, że nie lubię żadnych form walki i byłabym przeciwna temu ze strachu, że Max skrzywdzi siebie albo kogoś innego…

Nic nie rozumiesz Gabrysia. Kung Fu to sztuka walki i nie chodzi tu o agresję, ale o naukę bronienia się przed nią. Samo słowo oznacza osiągnięcie czegoś przez ciężką i wytrwałą pracę. To bardziej filozofia i praca nad sobą i swoim ciałem, a nie zwykła walka. Z resztą powinnaś się cieszyć, że podróżujesz z Kolegą, który mugłby Cię obronić w razie niebezpieczeństwa…

Tak wiem. Masz rację, Max. To słodkie z twojej strony. ;)

Słodkie? Wcale nie jestem słodki tylko odpowiedzialny!

No dobrze, już nie bądź taki! Jesteś słodki i odpowiedzialny! ;) A więc, gdy dotarliśmy do Hong Kongu, Max mógł mieć okazję zaprezentować swoje talenty w Kung Fu!
Śpieszyliśmy się na samolot i w całym zamieszaniu ktoś próbował mi zabrać torbę na ulicy! “Na pomoc! Złodziej!!!”, krzyknęłam najgłośniej jak umiałam. Trzymałam torbę najmocniej jak tylko mogłam, ale złodziej był uparty i ciągnął ją w swoją stronę z dużą siłą. Max szybko do mnie podbiegł i zamiast mi pomóc wyrwać torbę z rąk złodzieja po prostu stanął obok niego w dziwnej pozycji. Przez chwilę stał tak nieruchomo, po czym zaczął wymachiwać rękami i nogami w bardzo dziwny sposób. Wyobraźcie sobie flaminga, który trzepocze skrzydłami. Tak właśnie wyglądał Max! Haha! Szkoda, że nie mogliście tego zobaczyć!
:lol:

To właśnie jest Kung Fu, Gabrysia! Nie znasz się na tym. Zrobiłem dokładnie te ruchy, których nauczył mnie mnich w świątyni buddyjskiej. No dobrze, przyznam, że w jego wykonaniu mogły wyglądać nieco lepiej, ale starałem się…

Nasz złodziej był w takim szoku, gdy zobaczył Maxa wykonującego te dziwne akrobacje, że wypuścił prawie moją torbę z rąk! Nadepnęłam mu mocno na stopę, a on głośno krzyknął, upuścił torbę na ziemię i uciekł ile sił w nogach! Tymczasem Max nadal trzymał pozycje flaminga: miał jedną nogę w górze, zamknięte oczy i był w głebokiej koncentracji…

Nie rozumiesz, Gabrysia. To specjalna technika, aby spłoszyć wroga. Z resztą zadziałało, prawda?

Hmmm, rzeczywiście mojej torby nie skradziono, ale nie wiem czy twoja technika miała z tym coś wspólnego… ;) Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy! Czekamy teraz na nasz samolot do Australii i już nie możemy się doczekać nowych przygód! Wiecie może coś o Australii? Byliście tam kiedyś albo czytaliście coś na ten temat?

Do zobaczenia!

Gabrysia i Max Mistrz Kung Fu Flamingo ;)

PS:w kolejnych dwuch podrużach będzie uczestniczyła Ella bo ja,ja

JESTEM chora papa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz