czwartek, 29 października 2009

Gabrysia,Max I MARTA w Meksyku CZĘŚĆ/3

Cześć,Przepraszamy że tak długo się nie odzywaliśmy ale....nie było czasu..OK wróćmy do tematu!


Przepraszamy, że musieliśmy uciec ostatnio, ale zadzwoniła do nas koleżanka. Chciała nam przekazać co się ciekawego dzieje we Wrocławiu i opowiedziała nam o Imprezie Piżamowej, która będzie odbywać się aż do wtorku w sali gimnastycznej! Pan Loczek przygotował ponoć Wielką Bitwę na Poduszki! Pamiętajcie, że na taką imprezę trzeba przyjść odpowiednio ubranym! Żałujemy bardzo, że nas tam nie będzie! Na pewno będą świetnie się bawić! Marta pytała się także kiedy wracamy do Wrocławia, bo ma wrażenie, że wyjechaliśmy wieki temu! Nasza podróż dobiega już końca i Meksyk jest ostatnim krajem, jaki odwiedziliśmy w czasie naszej podróży dookoła świata. Zostaniemy tu jeszcze kilka dni, a potem lecimy prosto do naszego ukochanego Wrocławia! Stęskniliśmy się za Wami, Powiedziałem!

To prawda, ale wróćmy do naszej opowieści, Max! Pamiętacie Piramidę Strachu? Staliśmy z Maxem przed wejściem do tej świątyni Majów i muszę przyznać, że nie śpieszyło mi się, aby tam wejść. Drzwi do świątyni nie dawały wiele złudzeń : Był na nich wykuty symbol śmierci Majów, a wokół wisiały ogromne pajęczyny… Brrrr!!! Trzęsłam się ze strachu na samą myśl, że mamy zaraz tam wejść. Max powoli otworzył drzwi, które okrutne zaskrzypiały. W środku było ciemno i panowała złowroga cisza. Stanęłam nieruchomo i pomyślałam, że może jednak poczekam na zewnątrz. Ale Max złapał mnie mocno za rękę i zaciągnął do środka świątyni. Było tam bardzo mroczno i niewiele widzieliśmy. Światło przedostawało się jedynie przez kilka małych szczelin w skałach. Max pomyślał jednak o wszystkim i wyciągnął z plecaka latarkę. W końcu mogliśmy cokolwiek zobaczyć! Przed nami był bardzo długi korytarz. Tak długi, że nie widzieliśmy jego końca. Jednak dochodziły do nas dziwne odgłosy stamtąd. Poczułam gęsią skórkę na całym ciele. Były to dźwięki podobne do obijających się łańcuchów, rozdzieranego papieru i inne dziwne odgłosy, które trudno było zidentyfikować.

Nagle ujrzeliśmy coś, co zupełnie nie pasowało do tego miejsca i do całej tej strasznej i tajemniczej atmosfery: rolka papieru toaletowego była rozwinięta wzdłuż ciemnego korytarza! To był nawet śmieszny widok w tej starej świątyni Majów! :) Poszliśmy więc tę samą drogą, którą poszedł ten, kto rozwinął rolkę papieru. Nie wiedzieliśmy kto to mógł być, ale musieliśmy to sprawdzić! Nagle papier skręcał w wąski korytarz na prawo. Było tam bardzo ciemno i musieliśmy iść bardzo blisko ściany, aby o coś się nie potknąć. Ja szedłem przodem, a Gabrysia i Marta za mną. Trzymałem ją mocno za łapę i czułem jak cała się trzęsie…
Nagle korytarz się zakończył i pojawiła się przed nami mała sala. Przy ścianie stało coś dużego i białego. Wyglądało jak posąg człowieka, ale trudno było dostrzec jego rysy. Podeszliśmy więc nieco bliżej ostrożnym i powolnym krokiem… Gdy byliśmy już bardzo blisko tej tajemniczej rzeczy pomyślałem, że to dziwne, bo posąg był cały owinięty papierem toaletowym!
“Max!!! To mumia!”, krzyknęła Ella. Nagle mumia odwróciła się i zaczęła iść w naszą stronę! Pomyślałem: ” Teraz albo nigdy!”

Max rzucił się na mumię krzycząc: “Ty okropna mumio!!! Tylko spróbuj dotknąć Gabrysię lub Marte, a pożałujesz!!!”. To był bardzo heroiczny gest, muszę przyznać. :)
“To nie to co myślisz! Aaaaaaaa!! Puść mnie!”, zaczęła krzyczeć mumia. Mumię potrafią mówić? To dziwne, pomyślałam… Cała ta sytuacja wyglądała nawet dość śmiesznie, bo mumia bała się nas bardziej niż my! Jak myślicie, była to prawdziwa mumia, czy ktoś inny się ukrywał pod tym całym papierem? Opowiemy Wam koniec historii jutro!


Do zobaczenia!


Max,Gabrysia i Marta

max_ella-mexicojpg

środa, 7 października 2009

Max i Gabrysia w Meksyku CZĘŚĆ/2

Hola-jak to już muwiłam!!!

Nie uwierzycie jaki wczoraj spędziliśmy niesamowity dzień! Nigdy się tak nie trzęsłam ani nie podskakiwałam ze strachu na każdym kroku…

Naprawdę, Gabrysia? Ja byłem bardzo spokojny i odprężony, jak zawsze zresztą… 8)

Doprawdy? Ja zauważyłam raczej, że byłeś blady jak ściana i krople potu spływały ci cały czas po czole, Max !

To dlatego, że było gorąco ….

Max udaje teraz, że wcale się nie bał, ale uwierzcie mi, że wczoraj wyglądało to nieco inaczej… Ale zacznijmy od początku.

Udaliśmy się wczoraj pod tajemniczy adres, który dał nam znajomy agent ze Scotland Yardu. Ponoć było to niebezpieczne miejsce, w którym straszą duchy Majów… Wiecie, że pomysł aby tam pojechać wcale mi sie nie podobał… Ale Max miał rację: obiecaliśmy dostarczyć list i musieliśmy dotrzymać tej obietnicy. Miejsce, do którego dotarliśmy po długiej podróży miejscowym autobusem, mieściło się w samym sercu dżungli. Kierowca wysadził nas na przystanku, który wcale nie wyglądał jak przystanek… Jedynym znakiem potwierdzającym jego funkcję był kawałek drewna wbity w ziemię, z dziwnym napisem, którego nie zrozumieliśmy. Ponoć był to najbliższy przystanek, aby dotrzeć do Piramidy Strachu. Musieliśmy jednak najpierw przedrzeć się przez dziką dżunglę. Roślinność była tam tak bujna, że trudno nam było chodzić normalnie, a małpy skaczące po drzewach wydawały złowrogie okrzyki. Było prawie samo południe i słońce grzało okrutnie, podczas gdy próbowaliśmy walczyć z niesfornymi gałęziami tropikalnych drzew. Po godzinnej wędrówce po dżungli, nagle drzewa stały się rzadsze i ujrzeliśmy coś na horyzoncie. Wyszliśmy na polane i nie mogliśmy uwierzyć naszym oczom! Przed nami wznosiły się majestatyczne ruiny Majów! Świątynie i ruiny pałaców, budowane w kształcie piramid z wieloma kamiennymi schodami. Przepiękny widok! Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego! Jedna z tych ruin musiała być Piramidą Strachu… Od razu wiedzieliśmy, o którą chodzi ponieważ nad jej wejściem wyrzeźbiono wizerunek ptaka Moan, symbolizującego śmierć (przeczytałam o tym w moim przewodniku ;) )

Gabrysia już chciała zawrócić, ale udało mi się ją namówić, aby weszła do piramidy ze mną. Przebyliśmy bardzo długą drogę, aby tu trafić i obiecaliśmy doręczyć list. Słowo człowieka, to słowo człowieka! Musieliśmy go dotrzymać. Byliśmy już tak blisko celu, że nie byłoby mądrze się wycofać… Ale swoją drogą, dlaczego córka agenta Scotland Yardu mieszkała w starej piramidzie Majów?

No właśnie, dobre pytanie. Macie może pomysł? Może lubi duchy… Max, dzwoni twój telefon! To Kamaria!

Przepraszam , ale muszę odebrać. To może być coś ważnego. Opowiemy Wam resztę historii w !

Do zobaczenia

Max i Ella

PS:Mam dla was niespodziankę-otusz jak skończę opowiadać tę historię o Wyprawie to zamienimy sie w,świat wirtualnych pand i zacznę wszystko od początku bo "podróż do okoła świata,,to tylko fragmęt przygód.resztę dowiecie się gdzy skończę opisywać to wszystko no ale to zajmie jakieś 12 lat a więc się nie excytujcie :'}
Max I Gabrysia w MeksykuCZĘŚĆ/1

Hola Wszystkim,

Jak tylko nasz samolot wylądował w Meksyku, Max musiał pójść do najbliższej cantiny (restauracji), aby najeść się miejscowych pyszności: tortille, burritos, enchiladas, tacos, nachos, a na deser czekolada z chili! Nie muszę Wam mówić co działo się z Maxem po tym wszystkim…

Ooooch, mój biedny żołądek…..

Maxa tak boli brzuch, że ledwo może się ruszyć. Tak się kończy bycie żarłokiem… Ale cóż, kiedy chodzi o jedzenie nie ma siły, która by powstrzymała Maxa. Recepcjonista w naszym hotelu powiedział nam, że to pewnie Zemsta Montezumy.

Ale ja nic temu Montezumie nie zrobiłem! Nawet go nie znam!

Nie Max, to legenda. Montezuma był władcą Azteków u szczytu potęgi miasta-państwa Tenochtitlan – dawna nazwa stolicy Mexico City. Gdy do Meksyku przybyli konkwistadorzy ograbili mieszkańców z ich ziem i dobytku. Legenda głosi, iż tuż przed śmiercią, potężny władca rzucił klątwę, która miała sprawić, że wszyscy najeźdźcy będą bardzo chorować.

Ale ja nie jestem żadnym najeźdźcą, tylko zwykłym turystą…

Zemsta Montezumy to dziś powszechna nazwa choroby żołądkowej, na którą często chorują turyści odwiedzający Meksyk, Max. Aby na nią nie zachorować należy przestrzegać zasad higieny i nie pić wody z kranu, w której mogą się znajdować zarazki, do których nasze żołądki nie są przyzwyczajone.

A teraz przejdźmy do bardziej przyjemnego tematu ;) Czy pamiętacie, kiedy byliśmy w Wielkiej Brytanii i rozwiązaliśmy zagadkę dla Scotland Yardu? Jeden z agentów poprosił nas wtedy, abyśmy dostarczyli list jego córce, gdy odwiedzimy Meksyk.

Wygrzebałam więc list z głębi mojego plecaka. Nie była to łatwa sprawa ponieważ od naszej podróży po Wielkiej Brytanii byliśmy w wielu innych miejscach i list był bardzo głęboko ukryty pod wieloma pamiątkami z innych krajów. Gdy w końcu go wydobyłam spod afrykańskiej maski i wachlarza do flamenco, poszliśmy z Maxem do punktu informacji turystycznej, aby dowiedzieć się szczegółów o zamieszczonym na kopercie adresie. Senorita za ladą lekko zadrżała, gdy ujrzała adres. Spojrzała na nas i powiedziała poważnym głosem: ” To bardzo niebezpieczne miejsce: Piramida Strachu w mieście Palenque. Niegdyś mieszkali tam Majowie, ale nikt tam nie jeździ, bo ponoć w ruinach miasta straszy i można spotkać nieprzyjazne duchy…”

Duchy??? Czy na pewno chcemy tam pojechać , Max?

Oczywiście! Jestem pewien, że to tylko kolejna legenda, tak jak ta o smoku w Krakowie. Mam tylko nadzieję, że jutro mój żołądek będzie się miał lepiej, abyśmy mogli wyruszyć do Palenque. Obiecaliśmy, że dostarczymy ten list i to jest nasz obowiązek, Gabrysia.

No dobrze, Max. Pojadę z tobą, ale wcale mi się to nie podoba… Klątwa Montezumy, duchy Majów… A ja myślałam, że będziemy wygrzewać się na plażach popijając owocowe koktajle z parasolką… Trzymajcie za nas kciuki, !

Gabrysia i Max